Sobota 13.00. Wychodzę z pracy, przekręcam klucz w zamku,
wszystko co dotyczy pracy zostaje w środku, zamknięte aż do poniedziałkowego
poranka. Mam 45h wolnego i nie mam pojęcia co robić. Żadnych planów na weekend.
Słońce świeci, na niebie prawie nie ma chmur. Lato :D Może pójdę na łąkę i poświęcę
się błogiemu nic-nie-robieniu… Hmm.. Brzmi wspaniale :) Na początek postanawiam poczuć trochę włoskiego
klimat i dzięki temu być bliżej Słońca. Spokojna kawiarenka, włoskie latte,
tiramisu. Mniam :p Chwila spokoju z książką (o włoskim kucharzu;-) w ręku.
Komórka daje znać, że ktoś coś ode mnie chce. Plany na niedzielę nabierają
kształtów. Kolejny sms i … Szybko dopita kawa, książka wrzucona do torebki i
biegiem do domu. Obok książki w torebce lądują na prędce wrzucone inne
niezbędne rzeczy i znów biegiem na przystanek. O 16:30 siedzę w pks-ie do
Wrocławia. Plany na weekend są bardzo jasno sprecyzowane. Później się okaże, że
ulegną trochę zmianie, ale co tam ;)
We Wrocławiu przesiadam się do samochodu i razem z szaloną
rodzinką jedziemy do Parku Szczytnickiego na spacer. Spacer zorganizowany,
spacer z przewodnikiem, spacer po Parku Szczytnickim, Ogrodzie Japońskim… O
matko, tłum ludzi… Toż ta chmara zadepcze wszystkie roślinki… Dziki tłum
zniechęca nas w ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund. Sami idziemy na spacer.
Alejka w prawo, alejka w lewo i znów w prawo i … Nie, nie zgubiliśmy się,
spotkaliśmy srokę. Siadła sobie na koszu na śmieci zaledwie pół metra od nas i
przewraca z zaciekawieniem czarnymi jak węgielki oczami, przyglądając się nam. W
takiej sytuacji tylko ktoś wyjątkowo inteligentny wyciągnąłby klucze i chciał
sprawdzić co zrobi ciekawskie ptaszysko. Ale tylko ktoś taki jak mój kuzyn jest
zdolny wyciągnąć klucze, podzwonić sroce przed nosem i rzucić je na trawnik. Tego
co stało się chwilę po tym nie wymyśliłby nawet najlepszy pisarz bajek czy
komedii. Sroka zleciała ze śmietnika, szybkim ruchem złapała za kółko od kluczy
i jakby nigdy nic odleciała z nimi w dziobie. A my zostaliśmy bez kluczy, za to
z bolącymi od śmiechu brzuchami :D Prawdą jest, że te biało-czarne skrzydlate
kuzynki wróbli, gołębi i innych ćwierkających to świecidełkolubki ;)
W niedzielę o 6.30 zadzwonił budzik. W niedzielę!!! Taka
godzina nie istnieje!!! A tym bardziej w niedzielę!!! A jednak, okazuje się, że
istnieje. Po śniadaniu ruszamy w deszczu w drogę do Karpacza. Ja, Marek i
Jaśminek. 50% pozostałej rodziny ma pracującą niedzielę, a drugie 50% jest
leniwe i zamiast powędrować po górach woli siedzieć w babcinym ogródku.
W Karpaczu czekają nas miłe niespodzianki-słońce i brak
kolejki na wyciąg. Po 20 minutach zeskakujemy z krzesełek na Kopie. Kierujemy
się w stronę Domu Śląskiego. Pogoda trochę inna niż na dole. Nadciągają chmury
i kradną Śnieżkę. Rozpoczynamy pierwszy atak szczytowy, ale po chwili
odpuszczamy i siadamy w schronisku. Jedząc kanapki i popijając herbatę czekamy
aż aura się poprawi. Chwilami zaczyna się przejaśniać. Atak szczytowy nr 2.
Zawracamy. 1/3 z nas ma poważny kryzys. W związku z tym zmieniamy plany. Miało
być na wschód, będzie na zachód. W drodze do Słonecznika 1/3 z nas nadal ma
poważny kryzys, a pozostałe 2/3 czują, że ich przeogromne pokłady cierpliwości
powoli się wyczerpują i najchętniej to zostawiłyby marudera i poszły dalej
same, ale co zrobić?!?!?! - w końcu nie zostawia się towarzysza wędrówki na
szlaku, a tym bardziej gdy ów towarzysz ma 6 lat.
Widok na Samotnię i Strzechę Akademicką ze ścieżki nad stawami |
Słonecznik |
Po drodze poprawia się też pogoda, wychodzi słońce, a ciemne groźne chmury wyglądają za naszymi plecami malowniczo choć trochę złowrogo.
Najedzeni ruszamy Ścieżką nad Reglami nazwaną przez nas Ścieżką
Biedronki (ze względu na ich wszechobecność) w kierunku Polany. A po drodze
cała nasza wędrowna ekipa łamie prawo wcinając mniamuśne jagody prosto z
krzaczków. (Pamiętajcie-na terenie KPN-u nie wolno zrywać roślin. Pamiętajcie –
tak się nie robi !! ;) Fioletowe kuleczki choć jeszcze kwaśne smakują
wyśmienicie ^_^
na Ścieżce nad Reglami |
tuż przy ścieżce rosną rosiczki |
fot. by Marek
Czuję się mega dotleniona. Po powrocie do domu momentalnie zasypiam i śnią mi się dobre sny.
Po raz kolejny przekonałam się, że spontaniczność jest
najlepszym planem. Jak to mawia pewna Ryba „Będzie dynamicznie” ;) Zdecydowanie
było :)