Fotel. Duży, trochę zniszczony, ale miękki i wygodny. Otóż ten właśnie fotel, który został przeze mnie wyciągnięty, ze słonecznego co prawda, ale jednak kąta, który ja przykryłam zielono-szarą narzutą, któremu ja kupiłam w prezencie białą-czarną poduchę i który miał służyć jako moje miejsce do czytania książek, oglądania telewizji (jak już wreszcie telewizor znalazłby się w tym samym pokoju co fotel) i prowadzenia długich wieczorno-nocnych rozmów, ten właśnie fotel został zajęty przez mojego mruczącego sąsiada. Rozkłada się w nim wygodnie, a próby zrzucenia go kończą się głośną miałkliwą dezaprobatą. Dziś po raz pierwszy udało nam się dojść do kompromisu - ja zajęłam fotel, on moje kolana ;-) Mam nadzieję, że to początek jakiegoś porozumienia w fotelowej sprawie.
A na dokładkę dwie fotki z weekendu z małymi urwisami o wielkich uśmiechach :-)
sukienka: krakowski indiashop // sweter: Camaieu // buty: CCC
Skacząc w sobotę po drzewach we wrocławskim Parku Linowym doszłam do wniosku, że zdecydowanie bliższe są mi wygodne spodnie, t-shirt i treki. Choć już następnego dnia z chęcią założyłam sukienkę i balerinki ;-)
1 komentarz:
jaki slodziak ;D
uwielbiam koty,sama mam dwa ;)
Prześlij komentarz