czwartek, 30 sierpnia 2012

IWW, czyli Izerska Wielka Wyrypa ( w wolnym tłumaczeniu Izerska Wspólna Wędrówka :-) [część II]

Jest 22:52 kiedy docieramy na PK12, będącego jednocześnie PK16 pętli B. Na liczniku prawie dokładnie 20km, czyli tyle ile zapowiadali od startu do tego miejsca organizatorzy. Wniosek-wybraliśmy wariant optymalny jak na razie ;-) Oddajemy mapy i karty pętli A, a w zamian otrzymujemy te na pętle B. Uzupełniamy też picie w bukłaku i kalorie słodką bułką z serem i kawałkiem pomarańczy, a w międzyczasie przyglądamy się nowej mapie i układamy nasz wariant na ciąg dalszy trasy. Tak konkretniej to Robert myśli nad trasą, a ja organizuję jedzenie tzw. idealny podział obowiązków - mężczyzna myśli, kobieta przy garach :p ;-)
Opuszczamy rozdroże Izerskie. Rozdroże Izerskie….Próbuję sobie przypomnieć gdzie to jest i jak tu jest, bo chwilowo widzę wokół siebie ciemność.  Wiem, że to gdzieś pomiędzy Szklarską Porębą a Świeradowem. Wiem, że powinnam wiedzieć. Wiem, że tu byłam. Wiem, że mogłabym zapytać Roberta, ale przecież nie mogę wyjść na głupią blondynkę, która nie wie gdzie jest. Z tym ostatnim to żartuję. Nie spytałam tylko dlatego, że jakoś nie wpadłam na ten pomysł (chyba z powodu dość późnej pory, a może dlatego, że mój mózg skupił wszystkie trybiki na odnalezieniu szufladki z opisem Rozdroża). Jak wygląda Rozdroże Izerskie w ciągu dnia…?? Jak wygląda Rozdroże Izerskie w ciągu dnia…?? Jak wygląda Rozdroże Izerskie…?? Jak wygląda…?? Myślenie się wyłączyło, a na jego miejsce załączyła się opcja autopilot. Droga prosta, równa, szeroka, więc po prostu się idzie. Mapa drugiej pętli ma skalę 1:50000, a to oznacza, że ten sam odcinek na mapie co wcześniej, teraz oznacza więcej w rzeczywistości. To nie wpływa dobrze na moją psychikę, ale teraz jest mi wszystko jedno, bo moja psychika się wyłączyła, śpi, odpoczywa. Po prostu się idzie, autopilot, lewa noga, prawa noga, lewa, prawa… I nagle świat zawirował. Gdy się zatrzymał bolały mnie kolana, łokcie i dłonie, a przed oczami tańczyły gwiazdy. Ręce całe, a co ważniejsze nogi całe, więc można iść, tylko te gwiazdy… Niebo nad nami wyglądało jakby ktoś rozsypał worek świecidełek :-)
Idziemy dalej. Upadek spowodował, że trochę się rozbudziłam. Ach i te gwiazdy…Czuję się jak zaczarowana, co chwila spoglądam w górę, a świecidełek przybywa. Jest mostek. Tylko lampionu brak, a według opisu powinien był pod mostem. Spoglądam na mapę. Kilkadziesiąt metrów dalej pod kolejnym mostkiem bez problemu odnajdujemy i lampion i perforator. Droga zaczyna opadać w dół i coraz częściej między drzewami migają światła śpiącego Świeradowa. Jak wygląda Rozdroże Izerskie w ciągu dnia…?? – przypomina mi się nagle. Przelot między PK15 a PK12 jest długi, a droga po prostu prosta. Moja psychika się buntuje, zaczynam łapać kryzys. Ło matko, no już wolałam autopilota. Zatrzymujemy się kilkakrotnie, wyłączamy czołówki i patrzymy w niebo. Jest cicho i ciemno, jesteśmy my i gwiazdy, jest magicznie. Drogą asfaltową zaczynamy podchodzi w stronę nieczynnego wyciągu. Walczę po cichu i jak na razie wygrywam z kryzysem. Jeszcze jeden zakręt drogi i widać dawną dolną stację, a za nią ścieżka w górę. Stromo. Bardzo stromo. Zbyt stromo. Robert idzie przodem, ale co chwila przystaje i ogląda się gdzie jestem. Kiedy moja psychika przegrywa walkę z kryzysem i zaczynam płakać (nie, ja nie chlipię, moje szlochanie to chyba cały Świeradów słyszał), Robert jako Prawdziwy Przyjaciel przestaje się oglądać i wyrywa do przodu. Określenie „Prawdziwy Przyjaciel” nie jest ani ciutkę ironiczne czy złośliwe. Zna mnie idealnie i doskonale (w końcu przeszliśmy już razem setki kilometrów i pokonaliśmy kilkanaście (-dziesiąt??) kryzysów) wie jak w takich sytuacjach należy postąpić.
Doczłapałam wreszcie do Nowej Drogi Izerskiej. Kryzys chyba nie wytrzymał mojego zawrotnego tempa na podejściu albo padł na zawał ze zmęczenia, w każdym razie zagubił się gdzieś i jakoś nie miałam zamiaru go szukać ani reanimować. Łyk picia, galaretka energetyczna i można ruszać dalej, a że droga równa, szeroka i w ogóle, a do tego jeszcze po płaskim albo w dół to zaczynamy biec (tak, wiem, przed chwilą miałam kryzys, a teraz biegnę – normalne, po prostu ten typ tak ma). PK10 jest na drzewie przy słupie świeradowskiej gondoli na Stóg Izerski. Hmm…ależ to wszystko inaczej wygląda w nocy i w dodatku z dolnego poziomu ;-) Schodzimy do dolnej stacji i kierujemy się na północ, żeby PK07 zaatakować od wschodu.
Do kolejnego punktu mamy dwa warianty:
1.powrót do Świeradowa, podejście zielonym szlakiem i najście od południa
2.zejście w stronę Krobicy i atak od północy.
Wybieramy opcję bramkę nr 2 nie wiedząc czy nie kryje się tam Zonk (pamięta ktoś jeszcze ten teleturniej?!?!?!). Wszystko ładnie – pięknie. Krobica, droga i…brak kolejnej drogi, którą planowaliśmy iść. Żółty szlak oznakowany tak, że ło matko droga, czyli prawie w ogóle. Skręcamy w jakąś drogę, której azymut nam pasuje. Mijamy wyłączonego elektrycznego pastucha. Droga kończy się gdzieś po środku pastwiska. Po prawej stronie widać granicę lasu, a w tym lesie podobno jest lampion. Tylko jak go teraz odnaleźć?!?! Światło czołówki odbija się w czyichś oczach czy też czyjeś oczy odbijają światło czołówki, w każdym razie z całą pewnością nie jest to inny uczestnik IWW. Coś z błyszczącymi oczami zmierza w naszą stronę, my zmierzamy szybkim krokiem w stronę lasu. Coś zaczyna muczeć, ale bynajmniej nie brzmi to jakoś tak po krowiemu tylko raczej byczemu. Znajdujemy drogę, której wcześniej nie było. 
PK08 – groby leśników znajdujemy dopiero po dłuższej chwili szukania i to przeczesywania okolicy przez około 10 osób. My uważamy, że lampion był nie w tym miejscu co na mapie, według budowniczych trasy dokładnie tam gdzie był oznaczony. Kłócić się nie będziemy – ważne, że znaleźliśmy :-)
Kierunek PK09. Droga szutrowa czy jak to tam się nazywa, w każdym razie szeroka i płaska. Po prawej las, po lewej las, czołówka oświetla tylko kawałek ziemi przed nogami. Idziemy i milczymy. Idziemy, a ja zwalniam. Idziemy, a mnie bolą nogi. Nie wiem czy bolały już wcześniej czy teraz zaczęły. Bolą i to tak dziwnie, nie ze zmęczenia, jakoś inaczej. A w ogóle to łapie mnie znużenie, bo przelot znów długi i prosty i nudny. A poza tym mogłoby się zrobić już widno, bo noc się strasznie zaczyna dłużyć. A na dodatek to jest mi zimno, ale na pomysł, żeby założyć kurtkę to wpadam dopiero po dłuższej chwili kiedy ręce mam już zgrabiałe od zimna. Zaczyna świtać.
granatową linią oznaczona jest nasza trasa /fot.ja/
Pętla B jest dłuuuuga, więc ciąg dalszy nastąpi niebawem...

2 komentarze:

Marcin Kargol / www.marcinkargol.pl pisze...

ciotka, rozpisujesz się bardziej ode mnie!:P

asikowy pisze...

Co wy z ciotką?? czy ja aż tak stara już jestem?!?!?!