Jest 22:52 kiedy docieramy na PK12, będącego jednocześnie PK16 pętli B. Na liczniku prawie dokładnie 20km, czyli tyle ile zapowiadali od startu do tego miejsca organizatorzy. Wniosek-wybraliśmy wariant optymalny jak na razie ;-) Oddajemy mapy i karty pętli A, a w zamian otrzymujemy te na pętle B. Uzupełniamy też picie w bukłaku i kalorie słodką bułką z serem i kawałkiem pomarańczy, a w międzyczasie przyglądamy się nowej mapie i układamy nasz wariant na ciąg dalszy trasy. Tak konkretniej to Robert myśli nad trasą, a ja organizuję jedzenie tzw.
idealny podział obowiązków - mężczyzna myśli, kobieta przy garach :p ;-)
Opuszczamy rozdroże Izerskie. Rozdroże Izerskie….Próbuję
sobie przypomnieć gdzie to jest i jak tu jest, bo chwilowo widzę wokół siebie
ciemność. Wiem, że to gdzieś pomiędzy
Szklarską Porębą a Świeradowem. Wiem, że powinnam wiedzieć. Wiem, że tu byłam.
Wiem, że mogłabym zapytać Roberta, ale przecież nie mogę wyjść na głupią
blondynkę, która nie wie gdzie jest. Z tym ostatnim to żartuję. Nie spytałam
tylko dlatego, że jakoś nie wpadłam na ten pomysł (chyba z powodu dość późnej
pory, a może dlatego, że mój mózg skupił wszystkie trybiki na odnalezieniu
szufladki z opisem Rozdroża). Jak wygląda Rozdroże Izerskie w ciągu dnia…?? Jak
wygląda Rozdroże Izerskie w ciągu dnia…?? Jak wygląda Rozdroże Izerskie…?? Jak
wygląda…?? Myślenie się wyłączyło, a na jego miejsce załączyła się opcja
autopilot. Droga prosta, równa, szeroka, więc po prostu się idzie. Mapa drugiej
pętli ma skalę 1:50000, a to oznacza, że ten sam odcinek na mapie co wcześniej,
teraz oznacza więcej w rzeczywistości. To nie wpływa dobrze na moją psychikę,
ale teraz jest mi wszystko jedno, bo moja psychika się wyłączyła, śpi,
odpoczywa. Po prostu się idzie, autopilot, lewa noga, prawa noga, lewa, prawa… I
nagle świat zawirował. Gdy się zatrzymał bolały mnie kolana, łokcie i dłonie, a
przed oczami tańczyły gwiazdy. Ręce całe, a co ważniejsze nogi całe, więc można
iść, tylko te gwiazdy… Niebo nad nami wyglądało jakby ktoś rozsypał worek
świecidełek :-)
Idziemy dalej. Upadek spowodował, że trochę się rozbudziłam.
Ach i te gwiazdy…Czuję się jak zaczarowana, co chwila spoglądam w górę, a
świecidełek przybywa. Jest mostek. Tylko lampionu brak, a według opisu powinien
był pod mostem. Spoglądam na mapę. Kilkadziesiąt metrów dalej pod kolejnym
mostkiem bez problemu odnajdujemy i lampion i perforator. Droga zaczyna opadać
w dół i coraz częściej między drzewami migają światła śpiącego Świeradowa. Jak
wygląda Rozdroże Izerskie w ciągu dnia…?? – przypomina mi się nagle. Przelot
między PK15 a PK12 jest długi, a droga po prostu prosta. Moja psychika się
buntuje, zaczynam łapać kryzys. Ło matko, no już wolałam autopilota.
Zatrzymujemy się kilkakrotnie, wyłączamy czołówki i patrzymy w niebo. Jest
cicho i ciemno, jesteśmy my i gwiazdy, jest magicznie. Drogą asfaltową
zaczynamy podchodzi w stronę nieczynnego wyciągu. Walczę po cichu i jak na
razie wygrywam z kryzysem. Jeszcze jeden zakręt drogi i widać dawną dolną
stację, a za nią ścieżka w górę. Stromo. Bardzo stromo. Zbyt stromo. Robert
idzie przodem, ale co chwila przystaje i ogląda się gdzie jestem. Kiedy moja
psychika przegrywa walkę z kryzysem i zaczynam płakać (nie, ja nie chlipię,
moje szlochanie to chyba cały Świeradów słyszał), Robert jako Prawdziwy
Przyjaciel przestaje się oglądać i wyrywa do przodu. Określenie „Prawdziwy
Przyjaciel” nie jest ani ciutkę ironiczne czy złośliwe. Zna mnie idealnie i
doskonale (w końcu przeszliśmy już razem setki kilometrów i pokonaliśmy
kilkanaście (-dziesiąt??) kryzysów) wie jak w takich sytuacjach należy
postąpić.
Doczłapałam wreszcie do Nowej Drogi Izerskiej. Kryzys chyba
nie wytrzymał mojego zawrotnego tempa na podejściu albo padł na zawał ze
zmęczenia, w każdym razie zagubił się gdzieś i jakoś nie miałam zamiaru go
szukać ani reanimować. Łyk picia, galaretka energetyczna i można ruszać dalej,
a że droga równa, szeroka i w ogóle, a do tego jeszcze po płaskim albo w dół to
zaczynamy biec (tak, wiem, przed chwilą miałam kryzys, a teraz biegnę –
normalne, po prostu ten typ tak ma). PK10 jest na drzewie przy słupie
świeradowskiej gondoli na Stóg Izerski. Hmm…ależ to wszystko inaczej wygląda w
nocy i w dodatku z dolnego poziomu ;-) Schodzimy do dolnej stacji i kierujemy
się na północ, żeby PK07 zaatakować od wschodu.
Do kolejnego punktu mamy dwa warianty:
1.powrót do Świeradowa, podejście zielonym szlakiem i najście
od południa
2.zejście w stronę Krobicy i atak od północy.
Wybieramy opcję bramkę nr 2 nie wiedząc czy nie kryje się
tam Zonk (pamięta ktoś jeszcze ten teleturniej?!?!?!). Wszystko ładnie –
pięknie. Krobica, droga i…brak kolejnej drogi, którą planowaliśmy iść. Żółty
szlak oznakowany tak, że ło matko droga, czyli prawie w ogóle. Skręcamy w jakąś
drogę, której azymut nam pasuje. Mijamy wyłączonego elektrycznego pastucha. Droga
kończy się gdzieś po środku pastwiska. Po prawej stronie widać granicę lasu, a
w tym lesie podobno jest lampion. Tylko jak go teraz odnaleźć?!?! Światło czołówki
odbija się w czyichś oczach czy też czyjeś oczy odbijają światło czołówki, w
każdym razie z całą pewnością nie jest to inny uczestnik IWW. Coś z
błyszczącymi oczami zmierza w naszą stronę, my zmierzamy szybkim krokiem w
stronę lasu. Coś zaczyna muczeć, ale bynajmniej nie brzmi to jakoś tak po
krowiemu tylko raczej byczemu. Znajdujemy drogę, której wcześniej nie było.
PK08 – groby leśników znajdujemy dopiero po dłuższej chwili szukania i to
przeczesywania okolicy przez około 10 osób. My uważamy, że lampion był nie w
tym miejscu co na mapie, według budowniczych trasy dokładnie tam gdzie był
oznaczony. Kłócić się nie będziemy – ważne, że znaleźliśmy :-)
Kierunek PK09. Droga szutrowa czy jak to tam się nazywa, w
każdym razie szeroka i płaska. Po prawej las, po lewej las, czołówka oświetla
tylko kawałek ziemi przed nogami. Idziemy i milczymy. Idziemy, a ja zwalniam. Idziemy,
a mnie bolą nogi. Nie wiem czy bolały już wcześniej czy teraz zaczęły. Bolą i
to tak dziwnie, nie ze zmęczenia, jakoś inaczej. A w ogóle to łapie mnie znużenie,
bo przelot znów długi i prosty i nudny. A poza tym mogłoby się zrobić już
widno, bo noc się strasznie zaczyna dłużyć. A na dodatek to jest mi zimno, ale
na pomysł, żeby założyć kurtkę to wpadam dopiero po dłuższej chwili kiedy ręce
mam już zgrabiałe od zimna. Zaczyna świtać.
granatową linią oznaczona jest nasza trasa /fot.ja/ |
Pętla B jest dłuuuuga, więc ciąg dalszy nastąpi niebawem...
2 komentarze:
ciotka, rozpisujesz się bardziej ode mnie!:P
Co wy z ciotką?? czy ja aż tak stara już jestem?!?!?!
Prześlij komentarz