niedziela, 17 listopada 2013

Inspirujące spotkania

Są osoby, które inspirują do działania, zarażają pozytywną energią, powodują, że pomysły same rodzą się w głowie. Czasem po spotkaniu z taką osobą zapał i wena szybko mijają, czasem zostają na dłużej. Czasem bywa jeszcze tak, że człowiek musi dojrzeć do pomysłu, który w nim został zasiany. 
Po spotkaniu w marcu z Justyną, postanowiłam kupić maszynę do szycia. Najpierw musiałam dojrzeć do samego zakupu, który zrealizowałam już (!!) po dwóch miesiącach. Przez kolejny miesiąc maszyna stała zapakowana w pudle, a przez kolejne pięć  (!!) dojrzewałam do tego, żeby coś uszyć. Parę razy na prawdę bardzo chciałam, ale przecież trzeba było dom sprzątnąć, pójść z psem na spacer, obiad ugotować itd. Normalnie zbierałam się do tego jak pies do jeża. Aż w końcu stało się ;-) Może dzięki temu, że znalazłam super materiał, a może dlatego, że usłyszałam, że przecież kocyk można kupić nowy, a nie szyć z materiału z odzysku (tak to chyba najbardziej podziałało - mi się takich rzeczy po prostu nie mówi ;-p). W każdym razie faktem stało się, że zasiadłam do maszyny i zaczęłam szyć :-) Nie wiem jak wrócę po weekendzie do pracy, bo się normalnie odkleić od niej nie mogę ;-p
Oto efekty dnia wczorajszego - szmatki ciumatki dla dziecięcia mojego (mam nadzieję, że bedzie chciało je ciumkać... ;-) 




Teraz spod igły wychodzą jeszcze dwie rzeczy, więc pewnie niebawem ukażą się światu w wersji ukończonej ;-) Jedną z nich jest kocyk...

A poniżej efekty spotkania z Anitą. To spotkanie to wogóle odrębna historia, którą kiedyś Wam z pewnością opiszę. Po tym spotkaniu zebrałam się w końcu do uwiecznienia Brzuszka w wersji bardziej rozbudowanej niż zazwyczaj ;-)