czwartek, 27 listopada 2014

Bo punkt widzenia....

Nie mam czasu na nic!!! 
7:00 dzwoni budzik. W sumie to nie wiem po co ja go nastawiam. Chyba z przyzwyczajenia. Pięć minut wcześniej budzi się Skrzat. Pac, pac!! Mamo śpisz jeszcze??!! Do łózka wpada tornado pod postacią naszej psowatej. Syna to może jeszcze przekonałabym do kilku minut drzemki, ale w tej sytuacji nie ma już szans na dalsze spanie. Dobrze, że do pracy idę dopiero za kilka godzin. Hmmm...nasze poranne wygłupy w łóżku ;-) Czas na śniadanie, po którym sprząta psowata Benaris. Wciąga wszystko co Skrzatowi wypadnie z rączki, a tym co zostanie jej wpakowane prosto do mordki też nie pogardzi :p 
Ubieramy się i w świat ;-) Dziś w planach chustowa sesja zdjęciowa. Mały pozuje jak profesjonalny model, więc kilka ujęć i lecimy z Kamilą na kawę. Podczas gdy my plotkujemy, Dzieć bawi się w kawiarnianej bawialni. Wracając do domu, zaglądamy do nowego mieszkanka. (Tak, tak, bo teraz jest dom i nowy dom, ale o tym będzie kiedy indziej ;-) Trwa remont i jak to z remontem bywa-problemy na każdym kroku (o tym też napiszę innym razem). Czas goni, więc ustalam tylko kilka szczegółów jak położyć płytki i którą farbą pomalować którą ścianę. Resztę ustalimy następnym razem.
W domu chwila przytulania i wychodzę do pracy. Skrzat zostaje z nianią, najwspanialszą nianią jaką mogłam znaleźć dla swojego dziecka.
Do pracy wpadam "na styk". Mogłabym powiedzieć, że z przekroczeniem progu gabinetu zamieniam się z matki w lekarza i w sumie to tak właśnie mówię ;-) Nie zastanawiam się co robi moje dziecko w czasie gdy ja pracuję. Nie no, dobra, czasem widząc że za oknem pięknie świeci słońce, przejdzie mi przez myśl, że pewnie jest na spacerze, ale nie rozmyślam nad faktem, że mnie z nim nie ma. Pacjent, pacjent, opłacić faktury, przyjąć zamówione leki. Chwila przerwy, czyli chwila żeby poszukać w internecie mebli do salonu. Aaaa i telefon w sprawie transportu lodówki. Oooo i dzwonili z hurtowni, że wanna już jest do odebrania. Pacjent.
Po powrocie zastaje Skrzata uśmiechniętego, ale bardzo spragnionego bliskości. Ledwo pozwala mi zdjąć kurtkę i buty, bo on już na ręce, już chce się tulić. No to się tulimy. Po czym przenosimy do kuchni. Ja robię obiad, Dzieć bawi się drewnianą łyżką i rondlem. 
Dopakowuję torbę i ruszamy na basen. Mamy jeszcze zapas czasowy, więc najpierw jedziemy na spacer z psowatą. Nie za długi, ale niezbędny. Chwila na świeżym powietrzu dobrze mi robi. Mrożne, ale słoneczne popołudnie, widok na Karkonosze, Skrzat zadowolony w chuście :-) Jest wspaniale. Akumulatory doładowane.
Skrzat zmęczony pluskaniem szybko zasypia. Smażę naleśniki na jutrzejszy obiad, równocześnie robiąc kaszę manną z owocami na śniadanie. 
Siadam do maszyny uszyć jeszcze apaszkę dla koleżanki. Włączam laptopa, odbieram pocztę, płacę kilka rachunków. Spać!!!
Znów nie obejrzałam filmu w tv.... 
Znów nie przeczytałam nowego wpisu na znajomym blogu......
Znów zamiast długiej kąpieli wzięłam krótki prysznic.....
Znów nie nałożyłam maseczki na twarz.....
Znów na nic nie mam czasu.... NIE!!! Mam czas na wszystko!!! Na wszystko to co ważne, co istotne, co niezbędne. Mam czas dla nas, mam czas dla psa, pracuję, ogarniam remont wymarzonego mieszkanka, mam czas dla siebie (czasem i mało bo mało ale mam). A te rzeczy na które nie starczyło go dziś mogą poczekać do jutra albo do pojutrza albo nie są do niczego potrzebne. 
Bo jak to się mówi "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Można widzieć szklankę do połowy pełną lub do połowy pustą. Ja wolę widzieć jej zawartość. Na problemy patrzeć optymistycznie, brać życie garściami, czerpać z każdej chwili radość. Dzięki temu każdego wieczoru mogę bez zawahania powiedzieć, że jestem SZCZĘŚLIWA :-)
I jeszcze znalazłam chwilę, żeby napisać tu kilka słów. 
Dobranoc.





fot. Amitola Studio

środa, 19 listopada 2014

Czas

Moje Dziecko ma 9 miesięcy!!! Te słodkie 3,2 kg szczęścia, które przez 9 miesięcy rosło mi w brzuchu, właśnie podwoiło czas swojego istnienia :) Pomijając fakt, że prawie potroiło swoją wagę :D, a cztery razy wymieniło zawartość swojej szafy. 
9 miesięcy w brzuchu, 9 miesięcy poza brzuchem. 9 miesięcy czekania, 9 miesięcy wspólnej przygody. 9 miesięcy i 9 miesięcy, a jakby zupełnie innej długości te miesiące. Wtedy chciałam przyspieszyć czas, teraz pragnę go zatrzymać, wydłużyć każdą chwilę w nieskończoność. I to nie po to, żeby zawsze był taki mały, tylko aby nacieszyć się każdą wspólną sekundą, bo z następną chwilą już będzie inny, doroślejszy, ale równie kochany, a może nawet bardziej. 
Mój mały Trol, co psoci i rozrabia. Skrzat rozkosznie uśmiechający się od rana do wieczora. Mały marudzący po szczepieniu chuścioch, który własnie spokojnie śpi wtulony we mnie :) Moje Małe Wielkie Szczęście :)