niedziela, 17 czerwca 2012

Bo są takie dni...

Dzisiejszej wycieczki rowerowej nie mogę zaliczyć do najbardziej udanych, ale narzekać bardzo nie będę ;-) Po prostu są takie dni kiedy nie powinno się robić pewnych rzeczy i dziś właśnie nie powinnam wsiadać na rower, no ale skoro już wsiadłam...

W planach była Różanka, Góra Tunelowa, Bagnisko i Kowary, ale zrealizowane zostało 50%. Już w drodze do Maciejowej było ciężko, więc odpuściłam Różankę (kiedyś pojadę tam rowerem, to pewne, ale nie dzisiaj). Z Maciejowej odbiłam więc na Trzcińsko i po chwili dojechałam do, znanego sobie z jednej z zeszłowakacyjnych wycieczek, skrzyżowania. Dalej w stronę w Góry Tunelowej aż dotarłam na miejsce gdzie powinien wisieć lampion z Rudawskiej, ale niestety znalazłam tylko znacznik na drzewie (swoją drogą zastanawia mnie po co komuś taki lampion... no ale skoro potrzebny to niech mu dobrze służy). Plusem szukania lampionu były słodziutkie czerwone poziomki, minusem komary które pokąsały tak dotkliwie, że po raz pierwszy w tym sezonie postanowiłam łyknąć białe cud-kuleczki coby nie spuchnąć za bardzo i ruszyłam dalej asfaltem do Bobrowa i w stronę drogi Karpniki-Jelenia Góra. Po dotarciu do drogi którą doskonale znam pojechałam na Bagnisko w miejsce które doskonale znam i które jest mi wyjątkowo bliskie i bardzo mile się kojarzy. I.... skręciłam nie w tą drogę co powinnam - mówiłam przecież, że nie powinnam dziś jeździć rowerem. No jak można pomylić drogę w miejscu, które się zna !!! ale, ale... Nie ma tego złego... ;-) Sarna spotkana w zbożu była piękna i stałam dłuższą chwilę obserwując ją. Żałowałam, że nie mam aparatu (choć czułam, że dzisiaj to akurat dobrze, że go nie zabrałam).

zdjęcie pożyczone z www.fotoprzyroda.com.pl, ale "moja" sarna wyglądała bardzo podobnie ;-)

Pożegnałam się z sarną albo sarnem ;-) i ruszyłam właściwą drogą na Bagnisko. Na drodze ogromne kałuże, więc jazda slalomem aż jedna z kałuż mnie pokonała. Chciałam ją ominąć bokiem i wylądowałam w rowie. W pierwszej chwili bałam się spojrzeć na swoją nogę czując tylko mega ból, ale na szczęście skończyło się na mocnym stłuczeniu piszczeli i wielkiej radości, że w plecaku nie było aparatu ;-) Po tym zdarzeniu nastąpiła zmiana planów po raz drugi w dniu dzisiejszym i zamiast jechać do Kowar postanowiłam wrócić przez poligon do domu. Po dojechaniu do Łomnicy plany znów uległy zmianie i wróciłam jednak asfaltem do domu spotykając po drodze 3-miesięczną białą kulkę, która wyprowadziła swoją właścicielkę na spacer. Chwila zabawy i w drogę do Jeleniej.

No wycieczka nie należała do super udanych, ale znowu nie była taka zła :-) Grunt to zawsze znaleźć jakieś pozytywne strony :-) Następnym razem będzie lepiej...

Brak komentarzy: