piątek, 25 maja 2012

Sprzątania po Rudawskiej ciąg dalszy

Tym razem pojechałam rowerem. Kilka dni wcześniej wybrałam się na Gapę zdjąć jeden z lampionów i byłam mile, nawet bardzo mile, zaskoczona faktem, że moja wypracowana w wakacje kondycje nie opuściła mnie jeszcze mimo, że od początku października rower był ozdobą/zawalidrogą w pokoju. Tak więc w niedzielę pełna entuzjazmu wybrałam się rowerem po kolejną porcję lampionów.

Ścieżką rowerową dojechałam spokojnie do Maciejowej i skręciłam w drogę do Wojanowa. Pierwszy dość stromy podjazd zaliczony bez zmęczenia :-) Z drogi zjechałam na łąkę w kierunku PK. Bez problemu namierzyłam miejsce gdzie wisi lampion, tylko hmmm.... jak tam dotrzeć skoro w koło pokrzywy. Zostawiłam rower na łące i chciał nie chciał zaczęłam przedzierać się przez pokrzywy. Nagle zza mijanego krzaka wyskoczyła sarna. Mało mnie nie podeptała. Nie wiem która z nas była bardziej przerażona obecnością tej drugiej ;-)
Lampion zdjęty, w tył zwrot i znów przez pokrzywy. Wybrałam wariant najwęższego pasa pokrzyw i wyszłam na drogę. Hmm...tylko gdzie jest rower. No przecież zające nie ukradły. Zaczęło się namierzanie ukrytego w trawach pojazdu. Jest :-)
Pałac w Wojanowie
Góry Sokole :-)
Stacja Wojanów
Dalej drogą dojechałam do Wojanowa i wybrałam wariant przez Bobrów i dalej na Karpniki. 
Lwy pilnujące wjazdu na teren zamku w Bobrowie


Zamek w Bobrowie
Po drodze zebrałam kolejny PK i dostałam sms-a od Tomka z informacją, że pozostałe dwa punkty z OS-u nadal wiszą w terenie. Postanowiłam zmienić nieco plany. Minęłam opuszczoną szkołę w Karpnikach i .... pojechałam na Przełęcz Karpnicką.
Mało, że pojechałam, to nawet wjechałam. A mało, że wjechałam, to wjechałam prawie bez zmęczenia. Byłam dumna jak paw-w końcu to dopiero drugi wypad rowerem w tym sezonie :-) Nagrodą był taki widok Sokolika... :-D
:*

Zmieniłam mapę i pojechałam w kierunku S13. Niestety wjeżdżając na Rozdroże pod Fajką już nie było tak lekko i wspaniale - ostatni odcinek prowadziłam rower, ale i tak byłam z siebie dumna ;-) Z Rozdroża zjechałam w kierunku punktu i zostawiłam rower. Zasugerowana uwagą Tomka, że "trzysnastka" stała w chaszczach zaczęłam przeczesywanie jeżyn i młodych brzózek. Moje nogi, które przestały istnieć już przy pierwszym PK i przypomniały wielki swędzący bąbel, "przyozdobiły" się teraz zadrapaniami. Wtedy przypomniało mi się, że za tydzień bal absolwentów i nie mam długiej sukienki. Chcąc oszczędzić sobie kolejnych zadrapać zadzwoniłam do Roberta po wskazówki.
-Gdzie jest "trzysnastka"?
-Wisi na ogrodzeniu szkółki leśnej.
No fakt. Wisi. Dokładnie na wysokości gdzie zostawiłam rower. Lampion idealnie widoczny stojąc przy rowerze. Ale kto by się rozglądał?!?!?! Ale po co patrzeć na mapę?!?!?! Chaszcze to chaszcze, więc Rafalska rzuciła się w jeżyny bez rozglądania się wokoło.
Wracając na Przeł.Karpnicką odbiłam drogą do S09. Tym razem zostawiłam rower na małej leśnej polance. Znalazłam początek strumyka, zakręt drogi i ruszyłam w las "trzymając" się poziomicy. Prawo, lewo, prawo, lewo... Głowa zaczęłam pracować jak radar. Skarpa i ścieżka. Rzut okiem na mapę - musiałam go minąć. Wracam, tym razem po trochę wyższej poziomicy. Znaleziony.
Zjazd z Przełęczy Karpnickiej bez hamulców... Ach :-D To jedno słowo wyraża wszystko ;-)

W Karpnikach z przerażeniem stwierdziłam, że kończy się picie, a jeszcze sporo drogi przede mną. Kierunek sklep. Tylko po co skoro zapomniałam dziś portfela :-( Sympatyczna mieszkanka Karpnik poratowała mnie butelką wody mineralnej :-)
Droga do Strużnicy bez większych problemów choć już powoli czułam zmęczenie w nogach. Wiedziałam, że  w Strużnicy muszę odbić z głównej drogi w bok, żeby odnaleźć punkt przy skale nad strumieniem. Zastanawiałam się czy zaatakować od drogi za strumieniem czy przez łąkę. Decyzja - przez łąkę. Ku mojej radości okazało się, że przed strumieniem też jest droga. Co prawda przez czyjeś podwórka, ale wyraźnie prowadzi dalej. Zakręt i koniec drogi. Usiadłam na chwilę na trawie, żeby spojrzeć na mapę i zastanowić się co w takim razie dalej, aż tu nagle zza moich pleców wyłonił się sympatyczny starszy pan i z troską zapytał: "Zgubiła się pani?"
No... hmmm... jakby tego.... NIE. (Co prawda chwilowo nie do końca wiem w którą stronę dalej, ale przecież to się za moment zmieni). Punkt odnaleziony, wracam przez łąkę do drogi i wtedy zrozumiałam troskę tego pana - od strony łąki stała tabliczka "teren prywatny" - jednym słowem siedziałam w ogródku tego pana ;-)

Droga ze Strużnicy do Gruszkowa i dalej na Przełęcz pod Średnicą to był jeden wielki kryzys. Momentami, niestety dość długimi, zamiast jechać na rowerze to prowadziłam go, aż w końcu usiadłam w przydrożnym rowie i miałam ochotę rzucić tekstem Czarka Pazury z jednej z polskich komedii. W każdym razie kryzys jak stamtąd do morza, a stamtąd do domu jeszcze spory kawałek. Chwila siedzenia na słońcu i ruszyłam dalej kryzys zostawiając w tym rowie. Szybkie odnalezienie lampionu i zjazd do Kowar. Długi i cały czas w dół :-) Kryzys zażegnany do końca. Drogą do ostatniego tego dnia lampionu, czyli tego pod wiaduktem na drodze Karpacz-Jelenia Góra, przy torach kolejowych.
W planach miałam zebranie jeszcze jednego PK, ale obawiając się kolejnego kryzysu i pamiętając, że kolejny dzień to poniedziałek, a pracy nie mam siedzącej, skierowałam się do domu.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Co do zamku w Bobrowie to polecam film kręcony z lotu ptaka swieradow-zdroj.com/news/fotorelacje/artykul/palac-w-bobrowie-wojanowie