czwartek, 26 lipca 2012

Jagodowe biedronki


Sobota 13.00. Wychodzę z pracy, przekręcam klucz w zamku, wszystko co dotyczy pracy zostaje w środku, zamknięte aż do poniedziałkowego poranka. Mam 45h wolnego i nie mam pojęcia co robić. Żadnych planów na weekend. Słońce świeci, na niebie prawie nie ma chmur. Lato :D Może pójdę na łąkę i poświęcę się błogiemu nic-nie-robieniu… Hmm.. Brzmi wspaniale :) Na początek postanawiam poczuć trochę włoskiego klimat i dzięki temu być bliżej Słońca. Spokojna kawiarenka, włoskie latte, tiramisu. Mniam :p Chwila spokoju z książką (o włoskim kucharzu;-) w ręku. Komórka daje znać, że ktoś coś ode mnie chce. Plany na niedzielę nabierają kształtów. Kolejny sms i … Szybko dopita kawa, książka wrzucona do torebki i biegiem do domu. Obok książki w torebce lądują na prędce wrzucone inne niezbędne rzeczy i znów biegiem na przystanek. O 16:30 siedzę w pks-ie do Wrocławia. Plany na weekend są bardzo jasno sprecyzowane. Później się okaże, że ulegną trochę zmianie, ale co tam ;)
We Wrocławiu przesiadam się do samochodu i razem z szaloną rodzinką jedziemy do Parku Szczytnickiego na spacer. Spacer zorganizowany, spacer z przewodnikiem, spacer po Parku Szczytnickim, Ogrodzie Japońskim… O matko, tłum ludzi… Toż ta chmara zadepcze wszystkie roślinki… Dziki tłum zniechęca nas w ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund. Sami idziemy na spacer. Alejka w prawo, alejka w lewo i znów w prawo i … Nie, nie zgubiliśmy się, spotkaliśmy srokę. Siadła sobie na koszu na śmieci zaledwie pół metra od nas i przewraca z zaciekawieniem czarnymi jak węgielki oczami, przyglądając się nam. W takiej sytuacji tylko ktoś wyjątkowo inteligentny wyciągnąłby klucze i chciał sprawdzić co zrobi ciekawskie ptaszysko. Ale tylko ktoś taki jak mój kuzyn jest zdolny wyciągnąć klucze, podzwonić sroce przed nosem i rzucić je na trawnik. Tego co stało się chwilę po tym nie wymyśliłby nawet najlepszy pisarz bajek czy komedii. Sroka zleciała ze śmietnika, szybkim ruchem złapała za kółko od kluczy i jakby nigdy nic odleciała z nimi w dziobie. A my zostaliśmy bez kluczy, za to z bolącymi od śmiechu brzuchami :D Prawdą jest, że te biało-czarne skrzydlate kuzynki wróbli, gołębi i innych ćwierkających to świecidełkolubki ;)
W niedzielę o 6.30 zadzwonił budzik. W niedzielę!!! Taka godzina nie istnieje!!! A tym bardziej w niedzielę!!! A jednak, okazuje się, że istnieje. Po śniadaniu ruszamy w deszczu w drogę do Karpacza. Ja, Marek i Jaśminek. 50% pozostałej rodziny ma pracującą niedzielę, a drugie 50% jest leniwe i zamiast powędrować po górach woli siedzieć w babcinym ogródku.
W Karpaczu czekają nas miłe niespodzianki-słońce i brak kolejki na wyciąg. Po 20 minutach zeskakujemy z krzesełek na Kopie. Kierujemy się w stronę Domu Śląskiego. Pogoda trochę inna niż na dole. Nadciągają chmury i kradną Śnieżkę. Rozpoczynamy pierwszy atak szczytowy, ale po chwili odpuszczamy i siadamy w schronisku. Jedząc kanapki i popijając herbatę czekamy aż aura się poprawi. Chwilami zaczyna się przejaśniać. Atak szczytowy nr 2. Zawracamy. 1/3 z nas ma poważny kryzys. W związku z tym zmieniamy plany. Miało być na wschód, będzie na zachód. W drodze do Słonecznika 1/3 z nas nadal ma poważny kryzys, a pozostałe 2/3 czują, że ich przeogromne pokłady cierpliwości powoli się wyczerpują i najchętniej to zostawiłyby marudera i poszły dalej same, ale co zrobić?!?!?! - w końcu nie zostawia się towarzysza wędrówki na szlaku, a tym bardziej gdy ów towarzysz ma 6 lat.
Widok na Samotnię i Strzechę Akademicką ze ścieżki nad stawami
Słonecznik
Jakoś (z ogromnym naciskiem na JAKOŚ) docieramy do Słonecznika i nagle następuje cudowna przemiana. Jak za dotknięciem magicznej różczki Jaśminowa Maruda przekształca się w pełnego energii i zapału i UŚMIECHNIĘTEGO wędrownika, który dzielnie dociera do Schroniska Odrodzenie na Przełęczy Karkonoskiej.

Po drodze poprawia się też pogoda, wychodzi słońce, a ciemne groźne chmury wyglądają za naszymi plecami malowniczo choć trochę złowrogo.

Najedzeni ruszamy Ścieżką nad Reglami nazwaną przez nas Ścieżką Biedronki (ze względu na ich wszechobecność) w kierunku Polany. A po drodze cała nasza wędrowna ekipa łamie prawo wcinając mniamuśne jagody prosto z krzaczków. (Pamiętajcie-na terenie KPN-u nie wolno zrywać roślin. Pamiętajcie – tak się nie robi !! ;) Fioletowe kuleczki choć jeszcze kwaśne smakują wyśmienicie ^_^ 

na Ścieżce nad Reglami




tuż przy ścieżce rosną rosiczki
fot. by Marek


Czuję się mega dotleniona. Po powrocie do domu momentalnie zasypiam i śnią mi się dobre sny.
Po raz kolejny przekonałam się, że spontaniczność jest najlepszym planem. Jak to mawia pewna Ryba „Będzie dynamicznie” ;) Zdecydowanie było :)

Brak komentarzy: