Kiedy o 15:28 w piątek słyszę, że do poczekalni ktoś
wchodzi, przez moją głowę przebiega jedna, ale przerażająca myśl-nagły
przypadek. Na szczęście to tylko jedna z naszych pacjentek przyszła na wizytę
kontrolną i choć jest trochę zawiedziona, że nie ma jej ulubionego doktora, to
jednak merda radośnie ogonem.
Chwilę później kończę pracę na ten tydzień i jadę na dworzec
autobusowy spotkać się z Robertem. Okazuje się, że nie tylko ja miałam pewne
problemy, żeby wyrobić się z pracą ;-), dlatego dopiero teraz ruszamy na
ostatnie zakupy, co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe. To znaczy
ruszenie jest łatwe, ale kupienie tego co potrzebne wcale nie jest proste. A
przecież nie chcemy kawioru czy nawet oliwek nadziewanych migdałami. Tabletki
musujące do picia odnajdujemy w piątym sklepie, z batonami musli jest
zdecydowanie gorzej i kończy się na sezamkach i chałwie.
Mamy wszystko co trzeba, można jechać. Z każdą minutą mamy
coraz lepsze humory.
Od przystanku do szkoły, gdzie mieści się baza imprezy, jest
kawałek (jak się później okaże - ten kawałek=daleka droga, ale wszystko w swoim
czasie). W bazie szybka rejestracja. Naprawdę szybka, bo nie mamy nawet najmniejszych
problemów z odnalezieniem się na liście. „Te dwa ostatnie numery dopisane
długopisem”-tak to jest kiedy ludzie zgłaszają się niecałe 3 godziny przed
zakończeniem zgłoszeń ;-)
Spokojnie idziemy przebrać się… przepakować rzeczy… nalać
picie do bukłaku… „Jak to 18:20?!?!?! Jak to odprawa za chwilę?!?!?”
Uff, zdążyliśmy :-)
W trakcie odprawy /fot. z archiwum organizatorów/ |
Pamiątkowe zdjęcie uczestników TP100 /fot. z archiwum organizatorów/ |
3… 2… 1… 19:00 START /fot. z archiwum organizatorów/
|
Zaczynamy biec i idzie nam to całkiem nieźle, ale „żarło,
żarło i zdechło”, czyli zbyt ostro wyrwałam i długo nie wytrzymuję takiego
tempa (przynajmniej ładnie wygląda to na zdjęciach hehe ;-) Mieszkańcy Barcinka
spędzający leniwie wieczór siedząc przed domami przyglądają nam się dziwnie,
ale machają przyjaźnie i życzą powodzenia.
-Dużo jeszcze przed wami?-pyta jakaś pani
-Dużo, dopiero ruszamy.
-Ale z jakimś noclegiem po drodze?-dopytuje dalej
-Nie.
Pani patrzy jak na ufoludki, a mały chłopiec którego trzyma
na rękach macha do nas rączką i uśmiecha się życzliwie-za kilka lat jak już będzie
rozumiał co mówimy to popatrzy podobnie jak ta kobieta albo będzie ruszał z
nami.
Docieramy do punktu wydawania map. Krótka chwila na
obczajenie trasy i …. prawie wszyscy wybierają wariant w prawo, a my w lewo
(tzn. patrząc na mapę to my w prawo, a większość w lewo).Nie pytajcie mnie
dlaczego tak a nie inaczej, na tym etapie nie czytałam jeszcze logicznie mapy,
po prostu zgodziłam się na taki wariant. Zgodziłam się?? Hmm… Chyba mnie nawet
nie pytał o zdanie. W sumie nie musiał, bo i tak wie, że pójdę z nim.
/fot. z archiwum organizatorów/ |
/fot. z archiwum organizatorów/ |
/fot. z archiwum organizatorów/ |
Idąc, powoli zaczynam ogarniać mapę, a Robert tłumaczy mi
zasadność naszego wyboru. Szybko dochodzimy w okolice pierwszego punktu (PK04),
a odnajdujemy go jeszcze szybciej, gdyż na łące dokładnie na wprost wejścia do
lasu gdzie na drzewie z krzyżem wisi lampion stoi Arek i robi zdjęcia ;-) Ot,
takie ułatwienie od organizatorów ;-p
/fot. z archiwum organizatorów/ |
w okolicy PK04
|
PK04 /fot. z archiwum organizatorów/ |
Ruszamy
dalej. Przez łąkę, tory kolejowe do asfaltowej drogi, gdzie trochę podbiegamy.
Oddycham ciężko, ale nie, to wcale nie zadyszka po biegu, tylko te widoki ;-p Naprawdę
widoki są przepiękne. Smugi mglistego powietrza w kolorach zachodzącego słońca
rozciągające się pomiędzy pagórkami, wieża kościoła w Starej Kamienicy,
czerwone dachy domów, długi cień traktora jeżdżącego po polu.
Schodzimy
z asfaltu na łąkę pełną ostów. Mimo długich spodni czuję wbijające się z każdym
krokiem kolce. Jeszcze chwila i PK05 podbite.
/fot. ja/ |
ostowa łąka /fot. ja/ |
w okolicy PK05 /fot. ja/ |
/fot. ja/ |
/fot. z archiwum organizatorów/ |
I znów przez łąkę, ale tym razem bezostową ;-) i znów
asfaltem. Wchodząc do wsi Kopaniec otwieram oczy szeroko z zachwytu. Z resztą
zobaczcie sami….
![]() |
/www.ojej.pl/ |
Przed starym dębem skręcamy w lewo. Na drogę wyskakuje jakiś
kundelek, szczeka, ale merda ogonem. Gdy zatrzymujemy się i zagadujemy do
niego, żeby sprawdzić intencje, odbiega kawałek, ale gdy chcemy zrobić krok
włącza mu się opcja agresor. Na szczęście właściciele zamykają go w domu.
PK07 – Średniowieczna Osada Kopaniec. Jakby nigdy nic
wchodzimy na jej teren, żeby chwilkę później wyjść drugą bramą przy której to
wisi lampion.
Plusem IWW (jednym z co najmniej kilku) była duża ilość
punktów kontrolnych a co za tym idzie krótkie odcinki pomiędzy nimi. Łatwiej jest
mi ogarnąć dobry wariant przejścia, a poza tym zdecydowanie dobrze wpływa to na
moją psychikę. Chwila moment i jesteśmy w okolicy PK09. Tu spotykamy innego
uczestnika i pewne małe trudności z odnalezieniem skałek. Jest już dość ciemno,
a moja czołówka… no cóż, baterie wysiadają i to nie koniecznie psychicznie ;-)
Kawałek ścieżką do Babiej Przełęczy i dalej do dwóch kolejnych
PK prowadzi prosta droga. Prosta i prawie płaska (a nawet trochę w dół :-). Mam
wrażenie i jest ono słuszne, że z każdym krokiem przyspieszamy. Na moment
schodzimy z drogi, żeby podbić PK10 zlokalizowany przy strumyku i wracamy na tą
samą prostą drogę. Czuję jakbym frunęła, mam w sobie tyle energii, że aż się po
cichu sobie dziwię. Mimo, że jest ciemno, a droga kamienista, zaczynam biec.
Szczególnie, że jest z górki i aż się o to prosi ;-) Pierwszy mostek , drugi
mostek, droga zaczyna piąć się do góry, więc trochę zwalniamy, ale i tak
utrzymujemy bardzo dobre tempo.
Aby dotrzeć do PK13 trzeba wejść między choinki rosnące nad strumykiem. Brzmi ślicznie i niewinnie?? Tylko brzmi. Rzeczywistość jest ciemna, kłująca i gdzie się człowiek nie obróci to jest albo jakiś głaz albo iglasta gałąź albo „kawałek” zimnego i mokrego strumyka. Moja czołówka nadal się wykańcza co ani trochę nie ułatwia sprawy. Auć!! Czy wszystkie pieńki muszą się kończyć na wysokości moich kolan?!?!?! No dobra, zaliczone, teraz już ostatnia prosta (i szeroka) droga do PK12, czyli startu pętli B, ale o tym będzie w następnej części ;-)
Aby dotrzeć do PK13 trzeba wejść między choinki rosnące nad strumykiem. Brzmi ślicznie i niewinnie?? Tylko brzmi. Rzeczywistość jest ciemna, kłująca i gdzie się człowiek nie obróci to jest albo jakiś głaz albo iglasta gałąź albo „kawałek” zimnego i mokrego strumyka. Moja czołówka nadal się wykańcza co ani trochę nie ułatwia sprawy. Auć!! Czy wszystkie pieńki muszą się kończyć na wysokości moich kolan?!?!?! No dobra, zaliczone, teraz już ostatnia prosta (i szeroka) droga do PK12, czyli startu pętli B, ale o tym będzie w następnej części ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz